Ciekawostki z Japonii. Opowieść o toaletach.

Japonia – kraj samurajów, gejsz, wspaniałych zamków i świątyń. To kraj ze stolicą, która „nigdy nie śpi”, z tysiącami ciekawych historii wartych opowiedzenia…
Byłem w Japonii dwa razy i w sumie spędziłem w niej pięć tygodni. Przywiozłem z niej wiele opowieści o kuchni, zwyczajach i ciekawych miejscach do zobaczenia i zwiedzenia. Niektóre są bardzo ciekawe, inne mniej, ale jest jedna, która zawsze spotyka się z żywym zainteresowaniem. To opis… japońskich toalet.
Temat jest dla nas interesujący, ponieważ podejście do spraw higieny Japończyków w tym zakresie mocno różni się od tego, z którym spotykamy się chociażby w Polsce.
Na początek powiem tak: generalnie Japończycy w miejscach publicznych nie preferują standardowych europejskich toalet. W większości takich miejsc można spotkać tzw. narciarzy, czyli toalety, w których wszystkie sprawy załatwia się kucając. Zresztą spotkałem się z takim narciarzem nawet w całkiem przyzwoitej restauracji w Kyoto.
Przykład takiej toalety wraz z „instrukcją” poniżej. Niestety ich higiena często pozostawia wiele do życzenia.
Ale tak naprawdę clou mojej opowieści jest toaleta w stylu europejskim naszpikowana na „maksa” elektroniką. Można ją spotkać w prywatnych domach, hotelach, onsenach (czyli tradycyjnych łaźniach zbudowanych w miejscach gorących źródeł), na lotniskach, czasem na stacjach kolejowych i w wielu innych miejscach, gdzie ceni się komfort gości. Oczywiście spotyka się czasem także standardowe toalety zupełnie bez elektroniki, ale często pojawia się w nich mały smaczek, który powoduje, iż nie są one tak już zupełnie „zwyczajne”. Dla przykładu może to być futerko na desce klozetowej albo umywalka na zbiorniku z wodą do spłukiwania toalety (po spuszczeniu wody woda nalewa się przez kran umieszczony na takiej umywalce, dzięki temu można umyć ręce wodą, która i tak będzie służyła do spłukania wnętrza toalety).
No dobrze, ale wróćmy w końcu do elektronicznej toalety japońskiej, który wzbudza największe zainteresowanie turystów. Oczywiście i tutaj są różne ich rodzaje – bardziej i mniej zaawansowane (czyli mniej lub bardziej naszpikowane bajerami), ale poniżej opiszę najbardziej „wypasiony” model.
Jak już siadasz na desce takiej toalety, to od razu czujesz, że jest dobrze, gdyż deska jest podgrzewana. Oczywiście temperaturę można regulować. Jeżeli się nudzisz, to możesz umilić sobie czas włączając świergot ptaków (spotkałem raz model z taką funkcją) lub puszczając dźwięk spuszczanej wody. Po wykonaniu niezbędnych czynności wciskasz przycisk i strumień wody idealnie „punktuje” tam gdzie powinien. Siłę strumienia oraz temperaturę wody można regulować. Drugi przycisk pełni funkcję podmywania dla kobiet, a dla mężczyzn oznacza przyjemny masaż :) Po zakończeniu wszystkich czynności i wciśnięciu kolejnego przycisku suszarka osusza naszą zacną część ciała. Nie będę ukrywał, iż w takim przypadku, po wykonaniu wszystkich powyżej wspomnianych czynności, papier to oczywiście zwykła formalność.
Poniżej przegląd kilku różnych toalet z panelami sterującymi tuż przy desce lub na ścianie.
Jeżeli chodzi o inne ciekawostki, z którymi spotkałem się w temacie toalet, wymienię jeszcze trzy:
- po pierwsze, będąc w domach Japończyków zauważyłem taki zwyczaj, że w łazience/ toalecie często znajdują się specjalne kapcie, które służą do chodzenia w tym pomieszczeniu – wkłada się je po wejściu, i zdejmuje przed wyjściem z pomieszczenia,
- w niektórych „lepszych” pociągach (shinkansenach lub limited express) można spotkać oprócz standardowych toalet dla podróżnych także osobne pomieszczenia wyłącznie z pisuarem dla mężczyzn,
- czasem w toaletach, obok pisuaru znajdują się wieszaki na parasolki… :) dziwne trochę :)
Na koniec podzielę się z Wami jeszcze wrażeniami ze specyficznej wystawy czasowej, na która trafiliśmy w Miraikan, czyli w National Museum of Emerging Science (http://www.miraikan.jst.go.jp/en/) na wyspie Odaiba w Tokyo. Jest to muzeum, w którym można obejrzeć m.in. najnowsze osiągniecia japońskiej robotyki, więc po wystawie czasowej spodziewaliśmy się takich właśnie klimatów. Jednakże okazało się, że i tym razem Japończycy nieźle nas zaskoczyli…
Wystawa była poświęcona teoretycznie „toaletom”. I faktycznie można było przejść się salami, w których zaprezentowana była ich historia oraz nawet… posłuchać jak one śpiewają. Tak – nie przesłyszeliście się, elementem wystawy były „śpiewające toalety” (!) Krótki filmik z ich występu poniżej :)
Ale tak naprawdę gwoździem programu była „opowieść” o kupie. Można było zobaczyć odchody różnych zwierząt, kupę ludzką w różnych postaciach, czy też pozwolić dzieciom wziąć udział warsztatach lepienia stolca z plasteliny. A na zakończenie przygody z wystawą, każdy kto chciał, mógł założyć „czapkę-kupę” na głowę i zjechać do olbrzymiej toalety na zjeżdżalni umieszczonej w jej wnętrzu, a później wyjść korytarzem przypominającym ściek. A… w muzealnym sklepie przy wyjściu z budynku dla wszystkich chętnych czekały ciastka w wiadomym kształcie. Smacznego :)
Na koniec dodam jeszcze, że po wystawie krążyła chmara dzieciaków z rodzicami oraz klika wycieczek szkolnych. Patrząc na to jak dzieci biegały od eksponatu do eksponatu – mogę z „czystym” sumieniem powiedzieć, że świetnie się bawiły :) Dużo lepiej niż na innych „zwykłych” wystawach.
Poniżej krótka fotorelacja.
Różne rodzaje toalet:
Odchody zwierzęce i ludzkie w różnej postaci:
Warsztaty z lepienia kupy:
Gra dla dzieci polegająca na sikaniu figurką mężczyzny do celu, czyli pisuaru:
Śpiewające toalety:
Mega toaleta, do której można było zjechać na zjeżdżalni, oczywiście z obowiązkową czapką w kształcie kupy na głowie:
No proszę – ja też byłem w Japonii i się w niej zakochałem. ;) Wrzucam nawet właśnie zdjęcia stamtąd – link powyżej. Pozdrawiam!
Ile spotkałeś w Japonii samurajów i gejsz? Tych pierwszych pewnie wcale, tych drugich…? Zależy gdzie byłeś. Jedną? To dlaczego piszesz, że to kraj samurajów i gejsz skoro ich tam (prawie) nie ma?
Użyłem tzw. metafory :)