Nowości

Poradnik wędrowca

(Prawie) wszystko co musisz wiedzieć, by się przygotować do pieszej wędrówki i dojść do celu

Fotografia własna.

Już pewnie cześć z Was wie, przeszedłem plażami całe polskie wybrzeże Bałtyku. Udało mi się to zrobić w 18 dni (rozłożone na dwa lata). W 2017 roku poświęciłem na wędrówkę 10 dni i przeszedłem ok. 270 km, w 2018 w ciągu 8 pokonałem ich ponad 220. Czyli w sumie wychodzi prawie 500 km polskiego wybrzeża pokonanego na piechotę ze średnią 27 km na dzień.

Wiele osób pisało, że zazdrości mi takiego urlopu :) Miłe to, ale pamiętajcie, że podczas takiej wędrówki – różne myśli będą wami targać. Nie zawsze jest przyjemnie. Czasem wędruje się w upale (i niestety wszystkie ciepłe ubrania trzeba nieść plecaku), innego dnia w rzęsistym deszczu z wodą w każdym zakamarku odzieży. Czasem idzie się po bardzo sypkim piasku i w ciągu godziny pokonuje się z trudem 2 km. A bywa i tak, że piasek jest twardy jak asfalt i można bez problemu przejść w ciągu godziny ok. 5 km.

I najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie można tak naprawdę zaplanować danego dnia, gdyż jest się zdanym w stu procentach na łaskę oraz niełaskę przyrody i pogody :)

Ale jak to mówią – szczęście sprzyja przygotowanym. Dlatego postanowiłem podzielić się z wami moją, mam nadzieję przydatną wiedzą, dotyczącą tego, jak przygotować się do takiej wyprawy i co zrobić by… dojść do celu. Dzięki temu być może nie powtórzycie części moich błędów :)

W poradniku będzie o przygotowaniu fizycznym, planowaniu trasy, technice chodzenia oraz niezbędnym ekwipunku. Postaram się, by było praktycznie i to nie tylko pod kątem wędrówki plażami. Spróbuję pisać na tyle uniwersalnie by moje rady nadawały się do większości pieszych wypraw, z którą przyjdzie się wam zmierzyć.

I pamiętajcie, iż nawet mimo najlepszego przygotowania podczas takiego przemarszu będzie się musieli liczyć z przypadkowymi z kontuzjami, z tym, że być może będziecie cały dzień iść „na bólu”, albo z tym, iż biodrowy pas plecaka obetrze was do krwi, a wiatr wam będzie wiał dosłownie w prosto oczy.

Weźcie pod uwagę też to, że jak będzie padać przez kilka dni z rzędu, to nie ma mocnych – będziecie codziennie wędrować w mokrych ciuchach i każdego poranka będziecie się wzdrygać na samą myśl założenia niedoschniętych butów.

Dalej jesteście, mimo powyższych refleksji, chętni na taką wyprawę? Tak? To zaczynamy :)

PRZYGOTOWANIE FIZYCZNE

Podejrzewam, że część z was może być na co dzień w świetnej formie, ale chodzenie na długich dystansach, po trudnym podłożu jest specyficznym rodzajem ruchu. Dlatego moim zdaniem warto się do tego odpowiednio przygotować. Oczywiście możecie ruszyć w trasę z tzw. „marszu”, ale zrobicie to na własną odpowiedzialność :) Chociaż w sumie: „no risk, no fun” :-P

Ja osobiście w ramach treningu po prostu chodziłem z domu do pracy i z pracy do domu na piechotę. Mam ok. 4.2 km i trasa zajmuje mi do 50 minut (mam po drodze 6 świateł co mnie mocno spowalnia).

Optymalnie jest moim zdaniem zacząć przygotowania minimum 2 miesiące przed wędrówką. Ale jeżeli uda się wam wygospodarować przynajmniej miesiąc to też będzie to lepsze niż brak treningu.

Wiem, że 2 godziny marszu dziennie mogą się wydawać niezbyt gruntownym przygotowaniem (w szczególności, że podczas wyprawy będzie się szło dzień w dzień przez kilka solidnych godzin). Ale biorąc pod uwagę obecne czasy i to, że większość z nas ma pracę stricte biurową – nie za bardzo widzę tutaj inne realne możliwości.

W każdym razie warto sobie to treningowe chodzenie trochę urozmaicić. Ja osobiście przede wszystkim chodzę z kijkami (o których więcej w kolejnej części poradnika). Warto jest przed właściwą wyprawą maksymalnie się z nimi oswoić, tak by ruch z ich użyciem stał się naturalny i by stały się jego nieodzownym elementem. Obecnie, po pokonaniu z kijkami w ciągu ostatniego roku (jak szacuję) ponad 1000 km nie wyobrażam sobie przemierzania dłuższych dystansów bez nich, w szczególności podczas podróży z ciężkim plecakiem i/lub po trudnym podłożu.

Dodatkowo podczas takich treningów eksperymentuję z obciążeniem. W niektórych tygodniach zakładam na ramiona pełnowymiarowy plecak turystyczny, który dociążam książkami i ciężarkami. Jako, że są to krótkie dystanse staram się, żeby plecak był sporo cięższy niż ten, który będę miał na sobie podczas wędrówki. Taka optymalna waga plecaka treningowego to w moimi przypadku 17-23 kg. Oczywiście każdy powinien dopasować ciężar do siebie.

I trzecia rzecz. Buty turystyczne. Ważą więcej od tych, których używa się na co dzień i w pewnym momencie także włączam je do treningu. Chodzi o to by przyzwyczaić nogi (a w szczególności kolana) do ich ciężaru (o butach i technice chodzenia będzie także więcej w kolejnych częściach poradnika).

Podejrzewam (znając to z autopsji), że przyjdą dni, w których nie będzie się chciało wam trenować (np. po ciężkim dniu w pracy albo gdy pada deszcz), ale według mnie warto zacisnąć zęby i nie robić za częstych przerw w treningu. Odpocząć można przecież w weekend :) I tak pierwsze dwa dni prawdziwej wędrówki będą ciężkie (zanim wasze ciało oswoi się z codziennym, kilkugodzinnym marszem).

Ale tutaj mały wyjątek – parę dni przed wyprawą proponuję dać ciału odpocząć. Z doświadczenia wiem, że takie podejście dobrze się sprawdza.

TRASA I NOCLEGI

Generalnie, przynajmniej na początku waszej przygody z wędrowaniem, gdy nie macie jeszcze wprawy w planowaniu – na przejście danego odcinka potrzeba z reguły więcej czasu niż się wydaje. Poza tym jednego dnia warunki pogodowe mogą sprzyjać (brak skwaru albo ulewy, dobre podłoże do chodzenia) i idzie się w miarę szybko. Innym razem, gdy nie dopisze wam szczęście – każdy kilometr będzie mógł się wiązać z mega dużym wysiłkiem i tempo marszu bardzo spadnie w porównaniu z „dobrym dniem”.

Jeżeli chodzi o plaże – najlepiej idzie się po porządnym deszczu, gdy piasek jest mokry i wygładzony przez wiatr. Najgorzej, gdy słońce praży od wielu dni. I jeszcze, gdy przy brzegu są falochrony. Piasek jest wtedy miałki nawet przy samym brzegu, ponieważ fale nie mają swojego zwykłego impetu i nie dają rady zbić piasku na tyle mocno, by nie zapadał się przy każdym kroku.

Jeżeli idziecie po deszczu – generalnie możecie spacerować praktycznie całą plażą. W upały – w praktyce – wyłącznie tuż przy linii fal wpływających na brzeg, które „ubijają” piasek. Jest to o tyle kłopotliwe, że plaża w tym miejscu jest z reguły bardzo pochyła i istnieje realne ryzyko podtopienia butów (morze atakuje stopy wędrowca z różną, nie dającą się przewidzieć częstotliwością). Nierówność terenu zresztą bardzo źle się odbija na kostkach u nóg.

Jako, że trudno przewidzieć gdzie danego dnia dojdziemy – polecam nie rezerwować wcześniej noclegów. I odradzam też nad polskim morzem korzystanie z booking.com i tym podobnych portali, gdyż ceny są na nich mocno zawyżone.

Szedłem nad polskim morzem poza sezonem (we wrześniu) i spałem na kwaterach z reguły za 50 PLN, chociaż płaciłem też czasem i 40 PLN, a z kolei w Jastarni musiałem zapłacić nawet 80 PLN po pół godzinie wydzwaniania na numery umieszczone na tabliczkach „wolne pokoje” (ceny jakie słyszałem były z reguły w przedziale 100-120 PLN). W każdym razie po sezonie lub przed nim – wiele pokoi stoi pustych i nie wolno się zrażać pierwszą odmową lub wysoką ceną. Po prostu trzeba podziękować i próbować szczęścia dalej.

Generalnie ludzie często nie chcą wynajmować pokoju samotnemu piechurowi na jeden dzień i trzeba się trochę wtedy nachodzić, nadzwonić i naprzekonywać. Czasem udawało się za pierwszym razem, czasem musiałem próbować szczęścia nawet z dziesięć. Najtrudniej było znaleźć mi miejsce do spania we wspomnianej wyżej Jastarni, Władysławowie i Ustroniu Morskim. Tam też ceny były najwyższe.

Nie wiem jak to jest – niektórym się opłaca wynająć pusty pokój za 50 PLN (od razu przyjmują wędrowca z otwartymi rękami), a niektórym nie opłaca nawet za 80 PLN.

Za drugim razem miałem ze sobą śpiwór i podczas rozmowy podawałem za argument to, że nie potrzebuję pościeli (więc odpadał koszt prania). Powiem tak – przydało mi się to wyłącznie dwa razy (gdyż z reguły wynajmujący mają już zawczasu pościelone łóżka). Zatem noszenie ze sobą śpiwora, gdy śpi się na kwaterach, uważam za mocno dyskusyjne.

Warto tutaj też zaznaczyć, że mapy Google się czasem mylą – w szczególności dotyczyło to w moim przypadku rzek:

  • których nie było na mapie – a później okazało się, że jednak są, jak m.in. czarna „rzeka borowinowa” wpływająca klika kilometrów przed Darłówkiem do Bałtyku, lub
  • które znajdowały się na mapie – a w rzeczywistości ich nie było albo nie dochodziły bezpośrednio do morza.

Dodatkowo uważajcie by się zbytnio nie sugerować godzinami otwarcia lokali/ atrakcji turystycznych (takich jak np. latarnie morskie). Jakoś się nie chce właścicielom lub osobom odpowiedzialnym za obiekty aktualizować na bieżąco tych informacji (nie mówiąc nawet o zaznaczeniu, że lokal jest w ogóle nieczynny).

Jak wyszukiwać miejsce do zjedzenia czegoś wieczorem? Można po prostu wpisać w mapie Google generalną frazę typu „smażalnia” i powinny wyskoczyć wszystkie tego typu obiekty w okolicy. Porównanie ocen tych obiektów, wystawionych przez gości, sporo daje. I warto tutaj przede wszystkim sugerować się opiniami lokalnych przewodników (najlepiej na poziomie 6 lub wyższym). Mamy wtedy pewność, że do danej knajpy faktycznie trafił wędrowiec, a ocena (przede wszystkim ta zła) nie jest wyłącznie wpisem zazdrośnika z konkurencji.

Wielu znajomych polecało mi swoje ulubione knajpy w różnych miejscowościach, ale wszystkie poza jedną były już poza sezonem zamknięte.

JAK CHODZIĆ

Odpowiedź jest prosta, tak by jak najmniej się męczyć i minimalizować ryzyko kontuzji. O technice chodzenia mam zamiar napisać kiedyś osobnego posta, dlatego poniżej wyłącznie garść podstawowych rad:

  • chodzenie jest niczym innym jak kontrolowanym upadaniem – postaraj się myśleć o nim w właśnie ten sposób (zmienia to trochę optykę na to, w jaki sposób stawia się kroki),
  • podczas chodzenia używamy zarówno mięśni oraz powięzi (błon osłaniających poszczególne mięśnie, które utrzymują w jedności całe ciało oraz napinają poszczególne jego elementy); by jednak chodzić wydajnie warto się nauczyć jak przede wszystkim maksymalnie wykorzystać energię zamkniętą w powięziach, by maksymalnie odciążyć mięśnie od niepotrzebnego wysiłku,
  • dlatego postaraj się by twoja postawa była maksymalnie wyprostowana (bez tzw. „żółwika” robionego głową oraz wypiętej do przodu miednicy) – wtedy powięzie zaczną „działać” (dzięki ich odpowiedniemu napięciu),
  • postaraj się też rozluźnić wszystkie stawy odpowiedzialne za ruch, tak by był on maksymalnie miękki; staw skokowy, kolanowy i biodra są skonstruowane by z sobą współpracować; blokada w którymś z tych miejsc powoduje przeniesienie napięcia na pozostaje stawy co koniec końcem może prowadzić do kontuzji; najczęściej z moich obserwacji blokowane są biodra, co przenosi się na stawy umieszczone poniżej powodując ich nieprawidłową pracę,
  • wybijaj się w miarę możliwości z prostej nogi i wchodź na zrelaksowaną prostą nogę – chodzenie na ciągle zamortyzowanych kolanach uniemożliwia skorzystanie z zalet chodzenia „mięśniowo-powięziowego”, gdyż wtedy powięzie są rozluźnione i nie kumplują energii potrzebnej do efektywnego poruszania się,
  • jednakże używaj kolan do amortyzacji ruchu – po wejściu na prostą nogę kolano powinno zamortyzować ten swego rodzaju „upadek”,
  • nie używaj kolan do wyprowadzenia ruchu – postaraj się by energia wychodziła głownie z biodra (w szczególności, gdy masz założone dość ciężkie buty),
  • mięśnie podczas chodzenia angażowane są przede wszystkim w trzech sytuacjach: ruszania z miejsca, przyspieszania oraz wchodzenia pod górę; dlatego podczas wędrówki postaraj się nie robić za częstych przystanków oraz nie zmieniać tempa chodzenia,
  • czyli jak już wejdziesz w „trans chodzenia” postaraj się wykorzystać to swego rodzaju „koło wytworzonej energii” (zamiana energii potencjalnej w kinetyczną)
  • włącz do ruchu klatkę piersiową by uruchomić „powięziową taśmę spiralną”, ale o tym więcej w części poświęconej kijkom do chodzenia.

Napisałem powyżej o tym by ruch był płynny i że warto zbyt często się nie zatrzymywać. To prawda. Ale same odpoczynki podczas chodzenia są ważne. W zależności od trudności trasy – robię je co 1,5-3 godziny. Staram się, by odpoczynek nie przekraczał 15 minut. Pozwala to na dobrą regenerację a z drugiej strony nie pozwala na „zastanie” się mięśni.

Ważne jest by podczas takiego odpoczynku zdjąć plecak i dać pozwolić odpocząć ramionom oraz obowiązkowo napić się wody, nawet gdy w danej chwili nie za bardzo chce się pić (bo np. leje jak z cebra). Nawadnianie organizmu podczas wędrówki jest bardzo ważne.

KILKA SŁÓW O KIJKACH

Do wyboru są dwa rodzaje kijków: trekkingowe oraz nordic walking. Osobiście używam tych pierwszych (tak mnie przekonano kiedyś w sklepie i te kupiłem) – być może lepiej by mi się chodziło z tymi drugimi. Któż to wie? Może kiedyś spróbuję.

Ale na razie z oczywistych względów skupię się na kijkach trekkingowych, chociaż mam nieodparte wrażenie, że moje rady są dość uniwersalne i mają zastosowanie dla jednych i drugich.

Po co w ogóle kijki? Odpowiem wprost – by maksymalnie odciążyć nogi, które podczas chodzenia wykonują podstawową pracę. Jeżeli będziesz ich używać w prawidłowy sposób to przeniesiesz dużą cześć „zmęczenia” z dolnej części ciała na górną. I o to w tym wszystkim chodzi. Jeżeli więc po godzinie chodzenia z kijkami nie czujesz zmęczenia w klatce piersiowej/ ramionach, to coś robisz nie tak.

Prawidłowo użyte kijki wspierają działanie „powięziowej taśmy spiralnej”, co znacznie ułatwia ruch podczas wędrówki. Jak to działa? Wbijając dla przykładu lewy kijek w ziemię i odpychając go ręką do tyłu wspomagasz tym samym „wyrzucenie” lewego biodra i całej nogi do przodu. Po tym ruchu prawa ręka powinna być już z przodu, a prawe biodro z tyłu. Dzięki temu schemat może się powtórzyć przy kolejnym odepchnięciu, ale tym razem z drugiej, lustrzanej strony.

Ważne jest więc tutaj to, by góra ciała była motorem całego ruchu (!) a nie na odwrót. Inaczej używanie kijków nie ma sensu.

Chodzenie z wykorzystaniem taśmy spiralnej polega zatem na nieustannej dysocjacji górnej i dolnej części ciała. Jakby ktoś popatrzył na to z boku: ruch prawego ramienia do przodu łączy się z ruchem lewego biodra w tym samym kierunku, a ruch lewego ramienia z prawym biodrem. Czyli chodzimy tak jakby na przemian. Wizualnie, upraszczając trochę całość wywodu, można mieć też wrażenie, że „wymach” prawej ręki do przodu jest równoczesny z wykrokiem lewą nogą i na odwrót. Tancerze tanga dobrze znają ten mechanizm poruszania się :)

Usztywnienie bioder, o którym wspominałem powyżej w części dotyczącej chodzenia, oznacza często brak dysocjacji, co wizualnie sprawia, że chód wygląda trochę „robotycznie” (stopy poruszają się wtedy z reguły cały czas w odwiedzeniu i pronacji).

Wiedziałem nad morzem wiele osób, które chodziły z kijkami, ale nie używały ich do odciążenia nóg. Robiły krok, a następnie następowało podparcie. Moim skromnym zdaniem: używanie kijków w taki sposób podczas wędrówki po płaskim terenie zupełnie mija się z celem.

Ale wracając do kijków: kijki trekkingowe mają paski, a noric walking – przypięte rękawiczki. Pamiętajcie by mieć je zawsze nałożone. Dzięki temu odciążycie wasze nadgarstki i zminimalizujecie ryzyko kontuzji w tym zakresie. 

Jaka jest optymalna długość kijków? Czytałem kilka poradników na ten temat i testowałem wiele różnych ustawień. Ale odpowiedź jest tutaj prosta – tak by było wam wygodnie i byście czuli, że faktycznie z ich pomocą się odpychacie. Ja obecnie używam długości, która jest ciut większa niż wynikająca z „podręcznikowych” zleceń (np. czytałem, iż „po postawieniu kijka na ziemi – w łokciu powinien być kąt prosty lub nawet lekko rozwarty”, albo że długość kijków powinna stanowić 2/3 naszego wzrostu). Próbowałem używać krótszych (zgodnie z zalecaniami), ale po kilku godzinach „męczenia” zawsze wracałem do tych moich 132,5 cm :)

Co do samych kijków:

  • im lżejsze tym lepiej,
  • trzyczęściowe są bardziej uniwersalne niż dwuczęściowe (można je bez problemu schować do plecaka),
  • miłym dodatkiem jest uchwyt z korka, ale to jest oczywiście dodatkowy wydatek.

W każdym razie polecam kupić takie, na które po prostu was stać. Lepsze są jakiekolwiek niż żadne.

Na wędrówkę plażami oraz asfaltowymi ulicami polecam także zaopatrzyć się w gumowe nakładki na końcówki kijków. Na asfalcie tłumią one hałas oraz zwiększają przyczepność. Na plaży ograniczą zapadanie się kijków w piasek. Dodatkowo na plażę proponuję założyć małe talerzyki. Czasem piasek tak miękki, że gumowa nakładka nie wystarczy i kijki zapadają się dość głęboko.

BUTY

Przetestowałem dwa rodzaje obuwia: „adidasy” oraz buty trekkingowe z podeszwą Vibram. I powiem krótko. Mimo pozornych zalet adidasów – wygrywają zdecydowanie te drugie. A o to dlaczego.

Zalety butów trekkingowych:

  • stabilizacja kostki, która wynika z wysokości buta oraz dobrej, twardej i przyczepnej podeszwy (podeszwa Vibram robi tutaj robotę),
  • wodoodporność.

Wady butów trekkingowych:

  • duży ciężar w porównaniu z adidasami (trzeba uważać by nie obciążać za bardzo kolan – vide właściwa technika chodzenia),
  • stosunkowo wysoka temperatura wewnątrz buta.

Zalety adidasów:

  • są lekkie,
  • są przewiewne.

Wady adidasów:

  • brak wodoodporności gwarantowanej przez buty trekkingowe,
  • miękka podeszwa utrudniająca marsz po trudnym podłożu (np. piasku),
  • brak stabilizacji stawu skokowego (stopa bardzo pracuje podczas chodzenia po trudnym podłożu jaki jest piasek).

Decydując się na adidasy – zwiększacie ryzyko kontuzji kostek u nóg. Kostka bez odpowiedniej stabilizacji mocno pracuje, co wynika nie tylko np. z nachylenia plaży, ale także z permanentnej nierówności podłoża. Po trzech dniach w adidasach opuchnięcie kostek podczas wędrówki plażą staje się bardziej niż prawdopodobne.

Jak wybrać dobre buty trekkingowe? Nie patrzcie za bardzo na markę i cenę. Dużo droższe buty wcale nie muszą być lepsze. Mają być przede wszystkim wygodne (dlatego warto poświęcić nawet godzinę w sklepie by dokonać dobrego wyboru). Jedną rzeczą, która jest tutaj ważna, żeby faktycznie na podeszwie znajdował się znaczek „Vibram”. Tak czy siak przygotujcie się na wydatek paru stów.

Jak mierzycie buty przed zakupem zwróćcie uwagę, by było w nich trochę luzu – mniej więcej na grubość waszego palca włożonego do buta. Nogi podczas chodzenia puchną i warto by było w nich dodatkowe miejsce. Buty trekkingowe nie „rozbiją” się na długość jak zwykłe adidasy. Jeżeli nie chcecie skończyć wędrówki bez paznokcia lub dwóch – weźcie sobie proszę tę radę mocno do serca (jak już w ten sposób straciłem dwa paznokcie i nie spieszy mi się by przeżyć to jeszcze raz). A… i warto mierzyć buty w takich skarpetkach, w jakich będziecie z reguły chodzić (grubość skarpety przy mierzeniu ma znaczenie). Oczywiście nie można też przegiąć z rozmiarem buta w drugą stronę, gdyż w wtedy będziecie się czuć jakbyście chodzili w kaloszach.

Fajną cechą niektórych butów trekkingowych jest zakrzywiona podeszwa, która podczas przechylenia ciała do przodu niejako stymuluje i w wspomaga ruch. Na początku wydaje się to dziwne, ale po przyzwyczajeniu naprawdę dobrze się sprawdza.

Jak sznurować buty trekkingowe? Niby banał, ale najlepiej sprawdza się „dziecięce” wiązanie na dwie kokardki (kokardkę w jednej ręce zaplatamy z kokardką w drugiej). Jest to bardzo prosty sposób i gwarantuje brak rozwiązania butów przez cały dzień wędrówki.

I jeszcze trzy uwagi.

Po pierwsze, idąc w trasę weźcie naprawdę dobre skarpetki. Powinny być miękkie i luźne. To naprawdę ważne. I skarpetek nigdy dość, w szczególności, gdy zacznie mocno padać. To nie wyprawa do ciepłych krajów, gdzie skarpetek prawie się nie używa (gdyż chodzi się głównie w sandałach). Tutaj każda para ma znaczenie, w szczególności gdy wszystkie suche się skończą :)

Po drugie – przed wędrówką obetnijcie dobrze paznokcie u nóg – nie muszę chyba tłumaczyć dlaczego :)

No i po trzecie. Nieważne jakie macie buty, jeżeli będzie padać kilka dni z rzędu lub was podmyją fale – będziecie mieć w nich w końcu mokro. W przypadku braku możliwości ich wysuszenia – trzeba się będzie niestety chwycić niezbyt przyjemnego sposobu by zapewnić sobie suche stopy, ale w takich sytuacjach będącego jednym wyjściem. Polega on na ubraniu stopy w suchą skarpetkę, wsadzeniu jej w worek foliowy/ reklamówkę, a następnie do mokrego buta. No cóż. Nikt nie mówił, że zawsze będzie łatwo i przyjemnie :) Dlatego też jeżeli macie możliwość suszenia butów po dotarciu na kwaterę – zawsze z niej korzystajcie. Suche buty to prawdziwy luksus podczas pieszej wyprawy.

Bardzo lekkie adidasy w plecaku w każdym razie na pewno się przydadzą – na wieczór lub w razie poważnej awarii podstawowego obuwia.

A na koniec uwaga – podczas wypraw plażami nie polecam w żadnym razie chodzenia po piasku bez butów. Dlaczego? Po 15 km wędrówki z obciążeniem na stopach zaczną robić się bąble…

PLECAK

Jest to jeden z najważniejszych elementów wyposażenia. Jaki cechy powinien spełniać moim zdaniem idealny plecak? Po pierwsze powinien być lekki. Po drugie powinien stosunkowo wąski i długi. Taka konstrukcja plecaka powoduje, że przylega on mocno do ciała i nie odgina nas do tyłu. Ja osobiście używam dwukomorowego plecaka o pojemności 50 + 10 litrów (gdy postawi się komin). Dodatkowo w miarę potrzeby dokładam do niego dwie zewnętrzne bocznie kieszenie. Miejsca jest aż nadto.

Plecak jak to plecak – zawsze może przemoknąć, dlatego obowiązkowym elementem jego wyposażenia jest nieprzemakalny worek ze ściągaczem do założenia na niego podczas deszczu. Jeżeli nie ma go w zestawie – koniecznie trzeba go dokupić (nie powinien to być duży koszt). Bez tego nie ma co ruszać w drogę, gdyż po pierwszej ulewie wszystko w środku plecaka będzie „pływało”. Tak czy siak, polecam wkładać wszystko, co się z sobą niesie w reklamówki, gdyż nawet mimo worka ochronnego na plecak, w przypadku dużej ulewy woda i tak dostanie się do środka… przez szpary między plecami a plecakiem (od tej strony nie da się go za bardzo zabezpieczyć).

I teraz najważniejsze – sposób noszenia plecaka. Dobry plecak powinien mieć możliwość wyregulowania wysokości zawieszenia tzw. pasów nośnych („szelki” na ramionach), co pozwoli na lepszy balans ciężaru i przeniesienie go na pas biodrowy. Innymi słowami: plecak powinien mieć możliwość dopasowania go w zależności do wzrostu osoby, która będzie go używać. W dobrym sklepie z plecakami obsługa dysponuje specjalnymi wkładami obciążającymi plecak w celu umożliwienia jego optymalnego dopasowania.

Dlaczego jest to ważne? Dlatego, że plecaka nie nosi się wyłącznie na ramionach, ale przede wszystkim na pasie biodrowym, na którym powinien spoczywać jego główny ciężar (kręgosłup powie wam wtedy: „dziękuję”). Jeżeli dobrze „skonfigurujecie” plecak, to między ramionami a pasami nośnymi plecaka będziecie w stanie bez problemu wsadzić dłoń.

Dodatkowo warto zwrócić jeszcze uwagi podczas regulacji plecaka na dwie rzeczy.

Pierwszą z niech są tzw. troki przy pasach nośnych na ramionach umożliwiające precyzyjne dopasowanie plecaka. Stabilizują one jego górną część (plecak nie odstaje wtedy za bardzo od pleców). Warto jest je dobrze wyregulować.

Drugim elementem – często bagatelizowanym – jest mały paseczek do zapięcia na wysokości piersi. Jest on moim zdaniem kluczowy, by odciążyć ramiona. Bez zapięcia tego paseczka nie wyobrażam sobie wędrowania.

Podsumowując każdy element jest ważny: dopasowanie plecaka do wzrostu, mocne zapięcia pasa biodrowego, luz w ramionach oraz zapięty paseczek na wysokości piersi.

Ile powinien ważyć plecak z wyposażeniem? Jak najmniej :) Jeżeli możecie zminimalizujcie jego wagę do minimum.

Pamiętajcie, by do ciężaru plecaka zawsze należy doliczyć ciężar wody, którą będziecie nieść – jest to ok. 1-2 kg na początku dnia (później z związku z opróżnianiem butelek ciężar ten spada). Każdy szacuje ciężar plecaka pod siebie, ale plecak ważący więcej niż 12-13 kg jest już według mnie dość ciężki (biorąc pod uwagę długie dystanse po trudnym terenie).

Zwróćcie też uwagę na to, że podczas podróży do ciężaru plecaka mogą się dołożyć nabywane pamiątki, woda/ wilgoć w odzieży itp. Trzeba być na to gotowym.

Warto mieć też ze sobą mały „szmaciany” plecaczek, który praktycznie nić nie waży. Przyda się na wieczorne wyjścia na „miasto” lub na jednodniowe eskapady, po których wracacie na tę samą kwaterę.

UBRANIE NA DESZCZ

Przede wszystkim dobre buty i kurtka. Dodatkowo polecam mieć ze sobą plastikową pelerynę, która uratuje was, gdy wszystko inne zawiedzie. W żadnym razie nie może być to sprzedawany w niektórych sklepach turystycznych bezrękawnik, ale peleryna z długimi rękawami. Taki bezrękawnik może się przydać wyłącznie podczas ciepłego lata, gdy nałożymy go sobie na T-shirta.

Taka jeszcze uwaga odnośnie kurtek przeciwdeszczowych: jeżeli kurtka ma gdzieś przemoknąć, to będą to w pierwszym rzędzie okolice pasów nośnych na ramionach. Life…

Ze spodniami sprawa jest podobna. Są dwie generalne możliwości. Albo wodoodporne spodnie, albo krótkie spodenki.

W Decathlonie można kupić takie „gumowe” spodnie zakładane na wierzchnie z tego co pamiętam za ok. 50 PLN lub nawet mniej. Są też oczywiście droższe, bardziej „wypasione” wersje – kto co lubi :)

Jeżeli wszystko już przemokło – można po prostu iść w krótkich spodniach. Lepszy deszcz smagający ciało, niż zimne spodnie lepiące się do ciała.

Mokre spodnie (gdy nie wyposażymy się w wodoodporne) mają jedną podstawową wadę. Jak się przykleją do ciała, to woda ścieka z nich do… wodoodpornych butów. I suche stopy wtedy pozostają wyłącznie wspomnieniem.

O UBRANIACH JESZCZE PARĘ SŁÓW

Jeżeli chodzi o spodnie – lubię osobiście chodzić w tzw. softshellach. Dają dobrą ochronę przed wiatrem, poza tym dobrze oddychają i są bardzo elastyczne.

Bardzo ważne są też szybkoschnące i ciepłe rękawiczki. Idziemy z kijkami, więc dłonie są na wierzchu. W takim przypadku jest to bardzo ważny, jeżeli nawet nie niezbędny element ekwipunku. Na szyję w razie zimna – warto założyć lekki, elastyczny „kominowy” szalik (np. buff). Nie trzeba się wtedy martwić jego zgubieniem, a osłona jaką daje jest w zupełności wystarczająca.

Co do bielizny – tak jak pisałem, skarpety to podstawa – zawsze lepiej mieć dodatkową parę niż wziąć ich za mało. Inaczej z bielizną i t-shirtami. Nie idziemy brylować w kurorcie, wiec tutaj można przyciąć ich liczbę.

Ja zresztą mam w domu tzw. półkę na podróże. Jeżeli mam coś wyrzucić z garderoby – w szczególności jeżeli chodzi o bieliznę – trafia ona na tę półkę. Podczas wędrówki, po użyciu takiej części ubrania nie muszę jej dalej nieść, ale po prostu ją wyrzucam. Mo to ten plus, że z każdym kolejnym dniem wędrówki plecak robi się lżejszy.

Można niby oczywiście robić pranie, ale jak się idzie na jesieni, to raczej będziemy chodzić wtedy w mokrych rzeczach z uwagi na problem ze schnięciem prania.

POZOSTAŁE ELEMENTY EKWIPUNKU

Co do pozostałych rzeczy, które warto włożyć do plecaka polecam (kolejność przypadkowa):

  • butelkę/ki na wodę do wielorazowego użytku (najlepiej o pojemności około 1 litra) – przed każdym dniem będziecie mogli ją uzupełnić przegotowaną lub (jak się uda) źródlaną wodą zamiast kupować mineralną w sklepie (przy dłuższej wędrówce jest to dość duża oszczędność przeliczalna na realne złotówki);
  • latarkę (polecam czołówkę); dobrze, by latarka emitowała też czerwone światło, jeżeli będziecie zmuszeni iść drogę po zmroku; samochody na wiejskich, z reguły pustych drogach raczej nie przejmują się ograniczeniami prędkości, dlatego warto być dobrze widocznym,
  • ręcznik szybkoschnący; jego zaletą jest oprócz oczywistej cechy wnikającej z nazwy, jest to iż jest on lekki i po złożeniu naprawdę mały (normalny ręcznik zresztą już najprawdopodobniej pierwszego dnia zamieni się w mokrą „szmatę”, którą będziecie dźwigać przez resztę wędrówki),
  • mydło, szampon do włosów (przelany do małej buteleczki), pastę do zębów i szczoteczkę; warto zawsze te rzeczy dobrze zapakować w osobny woreczek, gdyż bez względu na to, jak dobrze byście je wycierali – szybko zaczną się „faflunić”,
  • leki (napiszę o nich szczegółowo w innym poście), ale warto brać je bez opakowań, gdyż zajmują one dużo miejsca (jeżeli nie znacie dobrze szczegółów dotyczących ich stosowania – należy zabrać ze sobą ulotkę); jest to o tyle ważne, że czasem trudno jest znaleźć działającą aptekę lub chociaż punkt apteczny,
  • dobry repelent na komary (np. mugga), jeżeli się ich spodziewacie na trasie),
  • powerbank (nie za duży, gdyż na kwaterach zwykle jest prąd i można podładować telefon),
  • gotówkę w stosunkowo małych nominałach (nie wszędzie karty działają) – dobrze sprawdzają się banknoty 20 i 50 PLN,
  • scyzoryk ze śrubokrętem (!),
  • komórka z mapami i GPS,
  • lekki metalowy kubek, łyżka, widelec, herbata i kawa
  • jedzenie liofilizowane – idąc po sezonie przez małe miejscowości czasem bardzo trudno znaleźć otwarty/działający sklep (w szczególności wieczorem), a jeżeli się go już znajdzie, to poziom zatowarowania może pozastawiać wiele do życzenia (większość knajp i restauracji po sezonie także zamyka swoje podwoje); poza tym przygotowanie posiłku zajmuje sporo czasu, którego nie ma się za wiele, dlatego taka opcja jest warta rozważenia,
  • paradoksalnie parasol, jeżeli idziemy np. przez lesiste tereny, gdzie świetnie się sprawdza; na plaży, gdy wieje wiatr raczej nie ma on sensu,
  • papier toaletowy,
  • długopis.
About SF (15 Articles)
Wkrótce...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie pojawi się na stronie.


*